|
Ermodgal rpg
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Łowca smoków
Administrator
Dołączył: 25 Sie 2009
Posty: 1269
Przeczytał: 3 tematy
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 13:51, 25 Wrz 2010 Temat postu: Karty postaci |
|
|
Tu są prowadzone publiczne karty postaci ,nie dowiecie się z nich jaką dana postać ma siłę itp. ,ale będziecie znać jej wygląd , historię , charakter itp.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Łowca smoków
Administrator
Dołączył: 25 Sie 2009
Posty: 1269
Przeczytał: 3 tematy
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 13:56, 25 Wrz 2010 Temat postu: |
|
|
Postać : Mucha 960
Rasa : Człowiek
Gildia : Brak
Ranga : Znany obywatel
Klasa : Brak
Zwycięzca na Arenie : 0
Przegrany na arenie : 1
Wygrane turnieje : 0
Historia : -
Opis postaci : -
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Łowca smoków dnia Sob 11:09, 02 Paź 2010, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Łowca smoków
Administrator
Dołączył: 25 Sie 2009
Posty: 1269
Przeczytał: 3 tematy
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 13:59, 25 Wrz 2010 Temat postu: |
|
|
Postać : Vericaterus
Rasa : Człowiek
Gildia : Cieni
Ranga : Cień
Klasa : Brak
Zwycięzca na Arenie : 0
Przegrany na arenie : 0
Wygrane turnieje : 0
Historia : -
Był to jeden dzień z wielu podobnych, jakie przeżywali mieszkańcy pewnej mało znanej twierdzy, która znajdowała się między rozgałęzieniem wielkiej rzeki, pomiędzy nieprzeniknioną puszczą, a zdradzieckimi bagnami Ermodgalu.
Była to najdalej wysunięta fortyfikacja w te strony, od czasu napaści na kontynent rządnego władzy wojownika, który wyniszczył większość twierdz, miast i wsi. Po pewnym czasie mieszkańcy twierdzy zaczęli ,,żyć własnym życiem''. Dostawy broni i żywności z miast były coraz rzadsze, aż w końcu całkiem ustały, ale to nie martwiło nikogo, gdyż byliśmy już całkowicie usamodzielnieni. Mieliśmy własnych rzemieślników i łowców, dzięki którym mieliśmy jeszcze lepsze bronie i smaczniejsze jadło, niż te które dostawaliśmy. Jednak nie oznacza to, że staliśmy się jakąś wsią, byliśmy raczej usamodzielnioną szkołą wojowników. A stało się to za sprawą moich przodków, którzy aż od Veristatelusa, który zbudował tę twierdzę do Vericatetosa, mojego ojca trzymali te miejsce w ryzach dyscypliny. Każdy chłopiec urodzony w tym miejscu stawał się świetnym wojownikiem, nie zależnie od tego czy był kowalem czy zupełnie kimś innym, wszyscy wedle rozkazu musieliśmy przechodzić wiele prób i testów. A szkolił nas nie kto inny jak mój ojciec, któremu tajniki sztuk walki przekazali nasi przodkowie.
Każdy z nas uczył się walki bronią ręczną, jak i posługiwania się łukami, czy kuszami, które sami sobie wyrabialiśmy. Musieliśmy opanować sztukę kamuflażu i szybkiego przemieszczania się po puszczy i bagnach. Każdy z nas musiał umieć przetrwać nawet w najcięższych warunkach. Byliśmy przystosowywani do życia w jedności z naturą. Oswajaliśmy nawet najniebezpieczniejsze bestie żyjące w okolicach, a najlepsi z nas dostawali szansę nauczenia się sporządzania najpotężniejszych trucizn i surowic, które były w stanie uratować zatrutego, a po przez podawanie sobie niewielkich ilości tych niebezpiecznych substancji pod okiem mojego ojca stawali się odporni na część z nich.
Pewnego pamiętnego dnia dostąpiłem zaszczytu dołączenia do najlepszych. Byłem najmłodszy, bo miałem zaledwie 24 lata, ale dorównywałem wojownikom o wiele bardziej doświadczonym.
Moim pierwszym zadaniem było odnalezienie rzadkich roślin, z których miałem później wytworzyć swoją pierwszą truciznę i surowicę. Do pomocy dostałem Dertaina- człowieka, który zna okolicę jak własną kieszeń. Nie chciałem, by ze mną szedł, ale taki dostał rozkaz. Wyruszyliśmy wcześnie rano. Dertain twierdził, że wie gdzie znaleźć te rośliny. Powiedział, że są w głębi puszczy jakieś 6 godzin drogi stąd. Byliśmy uzbrojeni w miecze i łuki, mieliśmy na sobie lekkie pancerze na wypadek walki z dzikimi zwierzętami.
Po 4 godzinach przedzierania się przez puszczę usłyszeliśmy odgłosy kroków zbliżających się w naszą stronę. Nie zdążyliśmy się zakamuflować, gdy z za chaszczów wybiegło na nas czterech orków. Zdziwiliśmy się, ponieważ orkowie nigdy nie zapuszczali się tak blisko naszej twierdzy o dziwo nie byli to orkowie jakich znamy, te były uzbrojone. Od razu rzuciły się na nas wymachując mieczami dwuręcznymi, które dzierżyły w jednej łapie. My także nie czekając na rozwój wydarzeń rzuciliśmy się w wir walki.
Walczyliśmy odwróceni plecami do siebie, tak byśmy mieli ,,ubezpieczone tyły''. W momencie gdy jeden z atakujących mnie orków podniósł miecz, by się na mnie zamachnąć szybkim ciosem przepłatałem mu udo. Ork wściekle ryknął, schylając się do rannej nogi, już miałem mu wbić miecz w kark, gdy poczułem silne szarpnięcie, to był drugi ork, z którym jednocześnie walczyłem, który silnym kopnięciem rzucił mną dwa kije od miejsca w którym stałem. Spostrzegłem, że ten sam ork atakuje od tyłu niczego nie podejrzewającego Dertaina, więc wiele nie myśląc, jak najszybciej rzuciłem swój miecz w kierunku napastnika. Wydawało się, że ork zdąży zadać śmiertelny cios, gdy nagle miecz rzucony prze zemnie utknął mu w piersi przebijając jego płytowy pancerz. Ork ryknął chrapliwie, zachwiał się na nogach i upadł charcząc krwią.Dertain spostrzegł co się właśnie wydarzyło, lecz nie przerywał walki. Szybko wstałem widząc, że ork ze zranioną nogą szykuje się do ataku, wyciągnąłem miecz z piersi martwego orka, po czym wykonałem atak z półobrotu rozcinając głęboko bok orka, który padł po chwili. Dertain właśnie wykonał szybki cios, po którym jego przeciwnik osunął się na ziemie z przepłataną głową. Został już tylko jeden , który widząc, że jego towarzysze nie żyją zaczął uciekać w kierunku z którego przyszli. Jednocześnie wyciągnęliśmy łuki, po czym wystrzeliliśmy dwie strzały w kierunku uciekiniera, które przebijając jego łopatkę utkwiły w sercu. Ork z siłą rozpędu upadł bezwładnie, rozbijając się o pobliskie drzewo.
Gdy wszystko ucichło zastanawialiśmy się z kąt orki te wzięły uzbrojenie.
Stwierdziliśmy razem, że była to najpewniej grupa zwiadowcza, ale nie wiedzieliśmy czego tu szukały. Rozmyślając tak kontynuowaliśmy wędrówkę. Po jakichś dwóch godzinach drogi, doszliśmy do
niewielkiej zalanej słońcem polanki, na której rosło wiele ziół i innych roślin, ale były też te, których szukaliśmy. Zatracony w zrywaniu potrzebnych mi roślin, spostrzegłem, że Dertain nagle zupełnie zamarł. Zrobił się strasznie blady, nie wiedziałem o co mu chodzi, więc wstałem, i spytałem o co mu chodzi, on jednak odpowiedział tylko dwoma załamującymi się słowami:- To Sterksal. Momentalnie odwróciłem się w drugą stronę i ujrzałem olbrzymią rozwścieczoną bestię, która dopiero co musiała walczyć z orkami, sądząc po resztkach pancerza wystającego z paszczy potwora. Zaczęliśmy się powoli wycofywać z jego terytorium, lecz niespodziewanie się na nas rzucił. Wyciągnęliśmy miecze i rozdzielając się próbowaliśmy odeprzeć przeciwnika. Pierwszy cios łapą był skierowany na mojego towarzysza, który dał radę się przed nim uchylić, jednocześnie przecinając łapę bestii, co ją jeszcze bardziej rozwścieczyło. Streksal wykonał szybki obrót uderzając Dertaina ogonem, który poleciał na 6 kii odległości, po czym zarył o ziemię. Przeciwnik jednym susem doskoczył do leżącego, chcąc go dobić, gdy udało mi się dobiec do wroga i z całej siły wbić miecz w najmniej opancerzone miejsce, lecz skóra i tam byłą bardzo gruba, miecz wbił się do połowy długości, boleśnie kalecząc bestię, która jednym ciosem łapy drasnęła mnie w twarz, lecz to wystarczyło, bym upadł z rozpłataną twarzą. Zszokowany ujrzałem przez krew wielką paszczę pełną zębów, ten widok od razu mnie otrzeźwił. Nagle zauważyłem błysk stali w świetle słońca, który dotarł, aż do głowy Streksala, który głośno warknął, odwrócił się w stronę Dertaina i wykonał kolejny potężny cios łapą, której pazury przejechały po klatce piersiowej towarzysza, który odrzucony siłą ciosu zatrzymał się dopiero na pobliskim drzewie. Ja natomiast wykorzystując moment nieuwagi podniosłem się i naparłem całym ciężarem ciała na miecz wbity pod łopatkę, który wbił się jeszcze głębiej. Bestia jak uprzednio chciała się wygiąć i dosięgnąć mnie łapą, lecz tym razem nie puściłem miecza. Streksal chciał mnie za wszelką cenę zrzucić z siebie przebiegając obok niedającego żadnych oznak życia Dertaina. W tym momencie wyciągnąłem miecz ze stwora, po czym zeskoczyłem obok towarzysza, podnosząc go i uciekając z nim w głąb lasu. Na szczęście po opuszczeniu wrogiego terytorium nie byliśmy już ścigani.
Po przejściu stu kii, przykucnąłem przy drzewie i oparłem o nie Dertaina, który jeszcze żył, bo czułem jego chrapliwy oddech. Ściągnąłem jego zniszczony pancerz na którym widniały trzy szerokie rozcięcia identyczne do tych które znajdowały się na jego zakrwawionym torsie. Szybko zerwałem powszechne zioła lecznicze, które może nie są zbyt silne, ale na pewno pomogą zasklepić się ranom i zapobiegną zakażeniu. Błyskawicznie roztarłem owe zioła i przyłożyłem do ran towarzysza, który syknął z bólu.
Resztę papki, przyłożyłem sobie do twarzy, od razu poczułem silne pieczenie, ale wiedziałem, że to pomoże.
Zebrałem nasz sprzęt podniosłem rannego i ruszyliśmy w drogę ku domowi, robiąc po drodze wiele przerw. Po około trzech godzinach takiego marszu prawie opadłem z sił. Wszędzie było słychać odgłosy orków i tylko dzięki sztuce kamuflażu udało nam się przejść nie ujawniając naszej obecności. Nie wiedziałem co się dzieję, orkowie ci wyglądali jak dobrze zorganizowana armia. Po przerwie postanowiłem przejść jeszcze kawałek drogi, lecz po godzinie marszu opadłem z sił. Przytargałem Dertaina pod jakiś krzak, pod którym mieliśmy przeczekać zbliżającą się noc.
Przez całą noc nie mogłem usnąć. Cały czas czułem niepokój, nie tylko o siebie, ale też o naszą twierdzę, w końcu ci orkowie na pewno muszą coś oznaczać, może chcą spróbować podbić naszą fortyfikacje.
Nazajutrz wymaszerowaliśmy jeszcze przed świtem, tak by ominąć patrole orków. Dertain odzyskał przytomność, ale wciąż był bardzo słaby. Gdy byliśmy już jakieś niecałą godzinę od twierdzy dało się wyczuć odór dymu. Przyspieszyłem kroku, czując coraz większy niepokój, po kilkuset kijach nagle coś zaszeleściło przed nami. Szybko położyłem towarzysza i dobyłem broni. Z krzaków wybiegła przerażona kobieta trzymająca dziecko na rękach. Gdy mnie zobaczyła przestraszyła się jeszcze bardziej, lecz po chwili rozpoznała nas. Powiedziała nam, że orkowie zdobyli twierdzę, a raczej to ich przywódca je zdobył, a orkowie mu tylko pomagali. Popatrzyła teraz tylko na mnie i rzekła:- Tylko twój ojciec naprawdę mu się przeciwstawił, lecz podczas pojedynku jakiś ork zaszedł go od tyłu i wbił mu miecz w plecy-w tym momencie kobieta się rozszlochała.
Usłyszawszy te wszystkie wiadomości kazałem pilnować kobiecie Dertaina, po czym wziąłem jego broń i pobiegłem w stronę twierdzy. Nagle na swojej drodze napotkałem trzech zadowolonych orków rozmawiających ze sobą w swoim języku. Jak tylko ich zauważyłem, ze wściekłością rzuciłem w jednego z nich mieczem, który wbił mu się w tors, lecz zanim padł zdążyłem do niego podejść i wyrwać z niego ostrze, by następnie z potężną siłą zadać cios najbliższemu orkowi, którego prawie przerwało w pół. Ostatni ork zdążył tylko wyciągnąć broń, kiedy oderżnąłem mu łapę z zaciśniętym w niej mieczem, następnie jednym ciosem odciąłem mu drugą łapę, po czym wbiłem mu oba miecze w pierś. Ork zginął stojąc, lecz jeszcze zanim upadł potężnie go kopnąłem, tak że jego zwłoki poleciały w pobliskie krzaki. Schyliłem się i podniosłem wielki miecz orka, odrzuciłem wciąż zaciśniętą na nim łapę i pobiegłem dalej w kierunku dawnego domu.
Nagle z krzaków, wybiegł zapłakany chłopiec, za którym chwilę później pojawił się ork z zakrwawioną włócznią. Zamachnąłem się mocno na niego, a ostrze miecza przejechało przez cały tors , od szyi do biodra trysnęła krew, a ork z jękiem osunął się na plecy.
Przerażony chłopiec powiedział, że tam są jego rodzice i wskazywał na miejsce, z którego wybiegł. Gdy tam poszedłem okazało się, że ranny mężczyzna próbuje bronić żony, przed igrającymi z nich dwoma orkami. Podbiegłem do pierwszego z nich i wykonałem szybki cios na jego głowę, ork padł z głębokim rozcięciem przebiegającym przez całą twarz. Gdy drugi z prześladowców podniósł broń w górę, by mnie zaatakować, ja pchnąłem go mieczem w brzuch, wbijając go aż po rękojeść. Po chwili ork padł brocząc we krwi. Podszedłem do rodziny i wskazałem im kierunek, w którym mają podążać by dotrzeć do reszty ocalałych. Ja natomiast poszedłem w kierunku twierdzy.
Gdy doszedłem na miejsce, zastał mnie tam widok tragiczny. Po okazałej twierdzy pozostało tylko kilka murów oraz sterta dopalających się zgliszczy. Wokół leżało pełno trupów orków, jak i pojedyncze ciała naszych wojowników. W jednym miejscu leżał znany mi, bardzo dobry wojownik, należący do najlepszych. Jego ciało było oplątane siecią, a wokół niego leżało kilkudziesięciu orków z potężnymi przecięciami, należącymi do ogromnej, dwuręcznej broni tego wojownika, który nie dał się zabić w uczciwej walce. Nieopodal leżało wielu orków poprzeszywanych naszymi strzałami i bełtami, a widok ten dopełniły ciała ludzi i orków częściowo wystające ponad powierzchnię gruzu, co świadczy o tym, że ta część twierdzy została zwalona na walczących wojowników, z najeźdźcami.
Główna armia przeciwników już odeszła, a pozostały tylko orki ranne lub te, które zdezerterowały. Gdy wróciłem do Dertaina, okazało się, że ocalałych jest trochę więcej. Doszło tutaj do nas jeszcze jakieś 15 osób, a kolejne 4 w drodze do wsi należącej do członka rodziny jednego z rannych wojowników. Kiedy po 5 dniach doprowadziłem całą tę grupę do owej wsi postanowiłem pozostać tam przez tydzień. Po tym czasie chciałem, pójść śladami orków i dowiedzieć się jakie plany ma ich przywódca, a później poinformować o nich kogoś z miasta, z którym prowadziliśmy kiedyś handel- miasta Uwl.
Kiedy żegnałem się z Detrainem, życzyłem mu szybkiego powrotu do zdrowia i wszystko też na to wskazywało, bo rany szybko się goiły. Gdy wychodziłem już po za wieś, podbiegła do mnie jakaś dziewka wręczając mi ciepły płaszcz podróżny z głębokim kapturem. Podziękowałem i ruszyłem śladem armii, które prowadziły aż do gór...
Opis postaci : -
Vericaterus to barczysta, dobrze zbudowana wysoka postać, o długich włosach. Przez całą jego twarz przebiegają trzy blizny, niczym od pazurów jakiejś ogromnej bestii. Jest świetnym szermierzem, jak i łucznikiem. Lubuje się w truciznach. Chciałby zastosować w końcu swój nowy pomysł na pułapkę , ale ostatnio nie może coś znaleźć na to czasu. Z natury jest spokojny i wyrafinowany, co nie znaczy, że flegmatyczny, co pokazuje np. podczas walki. Wybrawszy sobie jakiś cel, zawsze go wypełnia, czasami nie przebierając w środkach. Przeważnie nosi na sobie płaszcz podróżny z głębokim kapturem, który przez swój kształt i kolor sprawia, że jest cięższy do wykrycia, niemal w każdych warunkach. Swoją postawą zbudza w ludziach pewną tajemniczość i lęk, ale nie sprowokowany, nie zrobi nikomu krzywdy.
W przyszłości planuje utworzyć własną gildię, oraz zemścić się na pewnym wojowniku, który niegdyś zniszczył jego ,,dom'' zabijając jego rodzinę i przyjaciół.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Łowca smoków dnia Sob 15:22, 11 Gru 2010, w całości zmieniany 3 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Łowca smoków
Administrator
Dołączył: 25 Sie 2009
Posty: 1269
Przeczytał: 3 tematy
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 14:00, 25 Wrz 2010 Temat postu: |
|
|
Postać : Drago
Rasa : Człowiek
Gildia : Cieni
Ranga : Cień
Klasa : Brak
Zwycięzca na Arenie : 1
Przegrany na arenie : 0
Zwycięzca turnieju : 0
Historia : Daleko w górach Chmurzystych gdzie wielkie skały spotykają się z niebem, znajduje się wioska zamieszkiwana przez lud barbarzyńców . Mieszkańcy tych terenów nie znają litości a żaden mąż, który pochodził z innych krain nie śmiał się im przeciwstawić. Ci, o których legendarne czyny były spisywane na wiecznych skałach, sprawowali postrach wśród swych wrogów. Przez niektórych nazywani Strażnikami gór a przez innych zwierzętami. Lecz jak każdy lud, posiadali własne obyczaje i kultury. Gdy nadszedł dzień końców wielkiego wodza, jego syn został prawowitym następcą. Ów człowiek, bezmyślny i nieokrzesany był niezdolny do sprawowania władzy. Zaledwie od pierwszych, paru dni niepowodzeń, uznał , że ten lud umiera oraz że bóg nakazał mu zabicie każdego z mieszkańców wioski po czym zapoczątkować nową erę budując nowy obóz. Niedomyślni mieszkańcy spokojnie spali w swych domach. W jednym z nich mieszkał 35 letni Drago wraz z Ojcem- Dalarem i matką -Renfi. Drago od początku był inny niż wszyscy, zamiast plądrować i zabijać ludzi z nizin, wolał chodzić na polowania. Pewnego dnia obiecał ojcu przynieść skórę czarnego wilka. Tego samego dnia w trakcie nieobecności Drago, do domu wdarł się wódz- Artax i jego wojownicy. Dalar dzielnie walczył lecz w końcu nie dał rady przybywającym wojownikom i poległ. Matkę Drago, Renfi brutalnie zabito a dom jak i pozostałe inne spalono.
Drago powrócił do wioski lecz nie zastał niczego. Przez dłuższy czas zamarł, nie mógł uwierzyć co się stało. Paru ocalałych opowiedziało mu co zaszło. Działał pochopnie, wdarł się do siedziby wodza a przy tym
wybijając strażników , jeden po drugim. Winowajcy nie było, według jednego ze strażników których przesłuchiwał Drago, zabójca wyruszył na górę Amnoon by tam wybudować nową wioskę.
Nie wiedząc w którą stronę podążyli, Drago udał się na zachód przemierzając strome zbocza, pokonując lawiny, napotykając wichury i krwiożercze bestie. Nie lękając się niczego szedł dalej aż do momentu gdy dotarł do nizin. Droga była długa i męcząca, wiedząc że zbłądził poszukał miejsca gdzie mógłby wypocząć. Napotkał na swej drodze farmerów pracujących przy polu. Zaproszony do domu, zjadł i odpoczął.
Drago dobrze się tam czuł i postanowił pozostać przez jakiś czas. W zamian za pomoc którą otrzymał przychodząc tutaj, pomagał chłopom przy pracy. Gdy zorientował się że trzeba iść, minął rok. Żegnając się i dziękując za pomoc, odszedł. Idąc przez niewielki las spostrzegł że ktoś go obserwuje. Spotkał tajemniczego przybysza z mórz- Halta. Okazał się być najlepszym przyjacielem i kompanem. Wyruszyli razem w drogę pomagając sobie nawzajem w trudnych sytuacjach. Razem polowali, razem obozowali.
Po upływie roku, drogi się rozeszły, Drago podążył w stronę miasta Uwl, Halt natomiast w przeciwnym kierunku w pewnej sprawie. Gdy dotarł na miejsce, pozostał w mieście wstępując do gildii cieni i spotykając następnych przyjaciół godnych uwagi i zaufania. Jest tam do dziś i czeka aż ktoś wskaże mu drogę.
Opis postaci : Wysokiej postury, brodaty mężczyzna w wieku 37 lat. Prawy i waleczny w boju. Typ człowieka lubiącego soloną wieprzowinkę i ciepłe piwo.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Łowca smoków dnia Sob 11:11, 02 Paź 2010, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Łowca smoków
Administrator
Dołączył: 25 Sie 2009
Posty: 1269
Przeczytał: 3 tematy
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 14:07, 25 Wrz 2010 Temat postu: |
|
|
Postać : Orri
Rasa : Człowiek
Gildia : Brak
Ranga : znany obywatel
Klasa : Brak
Zwycięzca na Arenie : 0
Przegrany na arenie : 0
Zwycięzca turnieju : 0
Historia : -
Opis postaci : -
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Łowca smoków dnia Sob 11:12, 02 Paź 2010, w całości zmieniany 3 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Łowca smoków
Administrator
Dołączył: 25 Sie 2009
Posty: 1269
Przeczytał: 3 tematy
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 18:56, 15 Paź 2010 Temat postu: |
|
|
Postać = Bergalm
Rasa : Człowiek
Gildia : Magowie
Ranga : Mag
Klasa : Brak
Zwycięzca na Arenie : 0
Przegrany na arenie : 0
Wygrane turnieje : 0
Historia : Urodzony w dolinie Karhan przez Dulosa i jego zonę Temesis. Wówczas mieszkali w Nergez przez 10 lat wtedy na wioske napadła armia orków. Podczas bitwy ginie ojciec Dulos. Lecz ginie tajemniczo, ale nie z topora orków lecz z miecza jakiegoś tajemniczego Maga Ognia. Młody Bergalm widział śmierć ojca na własne oczy lecz nie widział twarzy zabójcy. Jego twarz przykryta była czarnym poharatanym płaszczem na recę maga widać było rozcięty znak w kształcie litery Z. Powracając do historii Temesis uciekła z synem na pustynie, ponieważ chciała uchronić syna przed niebezpieczeństwem. Zmęczeni docierają do wioski Gorhan. Wówczas Bergalm ma 15 lat. Podczas burzliwej nocy kiedy ciemne chmury zakryły całkowicie księżyc Matka wychodzi całkiem nie spodziewanie z domu. Bergalm budzi się i śledzi matkę. Docierają do małego domku na rogu po czym wychodzi z niego mężczyzna który ucieka razem z matką w ciemnej spłowiałej mgłą uliczce. Wtedy to młody Bergalm zostaje sam i w wieku 26 lat ucieka z Gorhaln by podróżować po świecie w celu odnalezienia matki oraz zabójcy ojca.
Opis postaci : -
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Łowca smoków dnia Czw 19:16, 07 Lip 2011, w całości zmieniany 3 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Łowca smoków
Administrator
Dołączył: 25 Sie 2009
Posty: 1269
Przeczytał: 3 tematy
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 12:23, 11 Gru 2010 Temat postu: |
|
|
Postać = Thanatos
Rasa : Półkrasnolud
Gildia : brak
Ranga : Szanowany obywatel
Klasa : Brak
Zwycięzca na Arenie : 0
Przegrany na arenie : 0
Wygrane turnieje : 0
Historia : Nie daleko pustyni Nagar leżą bagna a tam mała wioska stamtąd pochodzi Thanatos jest wojownikiem jakże nie doświadczony jaki pół krasnolud czego nie było po nim widać thanatos wyglądał na zwykłego podróżnika lecz thanatos jest człowiekiem o sile krasnoluda co dawało mu niezwykłą siłę lecz nie zwinność lecz to go nie powstrzymywało go przed wyprawą do wielkiego świata w którym znajdował się thanatos, Thanatos jest szkolony na zabójce szybkich i zwinnych węży odkąd miał 7 Lat już miał broń w ręku lecz nigdy nie miał do czynienia z większym wojownikiem od siebie thanatos zawsze wychodził z swoich opresji cały lecz nigdy nie wyruszał dalej niż granice swojej małej bagiennej wioseczki lecz thanatos, bergalm oraz Halt zdecydowali się na wyprawę lecz bez wojownika zwanego Drago był faworytem w mieście lecz był na ważnej wyprawie więc nie mógł towarzyszyć bohaterom w pomocy
wieśniakowi
Thanatos jest pół człowiekiem lecz wygląda jak człowiek jest potężnej budowy lecz jest niższy od innych ludzi jak krasnolud thanatos nigdy się tym nie przejmował lecz był bardzo silny i towarzyski thanatos jest typem towarzyskiego,silnego wojownika pochodzi z wielkiego rodu wojowników cała jego rodzina w jakiś sposób się wykazała i została legędą w rodzinie lecz thanatos nie miał pomysłu na jakiś wyczyn w swojej małej wiosce dlatego postanowił wyruszyć w tą wyprawę poznał dużo przyzwoitych ludzi z którymi może pogadać i wyruszyć na wyprawę w poszukiwaniu nowych przyjaźni i przygód.
Historia napisana w iście półkrasnoludzkim językiem = Łowca smoków
Opis postaci : Thanatos jest pół człowiekiem , półkrasnoludem , lecz wyglądem bardziej przypomina tego pierwszego . Choć niski jest potężnej budowy , dzięki czemu ma niezwykłą siłę . Ma towarzyski charakter , jego pragnieniem jest odznaczyć się jakimś czynem , aby dołączyć do legend jak i zrobili to jego przodkowie .
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Łowca smoków dnia Nie 13:35, 19 Gru 2010, w całości zmieniany 4 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Łowca smoków
Administrator
Dołączył: 25 Sie 2009
Posty: 1269
Przeczytał: 3 tematy
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 12:28, 11 Gru 2010 Temat postu: |
|
|
Postać = Halt
Rasa : Człowiek
Gildia : brak
Ranga : Szanowany obywatel
Klasa : Brak
Zwycięzca na Arenie : 0
Przegrany na arenie : 0
Wygrane turnieje : 0
Historia : - Daleko za Wielkim Oceanem Ermodgalu był wielki kontynent zwany Burgią., lecz to nie z niego wywodził się Halt. Halt mieszkał na Wyspach Sowich niedaleko Burgii. Na Wyspach Sowich były wielkie pokłady diamentu, prawdopodobnie największe na całym obecnie nam znanym świecie, dlatego też ta mała połać przestrzeni był ofiarą wielu napadów i grabieży. Zaniepokojony tą sytuacją władca Wysp Sowich Alrad Wielki, powołał tajną gildię skrytobójców, o której wiedziały tylko najwyżej postawione osoby w państwie. Gildia skrytobójców składała się ze 100 najwybitniejszych zabójców w całym królestwie. Pilnowali oni 100 marchii, w których były rudy diamentu, ważne punkty strategiczne, miasta handlowe i wiele innych. Ściśle rzecz biorąc opiekowali się oni całym królestwem. Przez kolejne wieki gildia skrytobójców zaskarbiła sobie wielki szacunek u mieszkańców wysp jak i u władców innych królestw. Budzili szacunek, a zarazem trwogę i strach, gdyż strzelanie z łuku i sztukę obsługiwania się nożami opanowali do perfekcji. Ponadto krążyły pogłoski, że potrafią nawet znikać. Powstanie tej potężnej i tajemniczej gildii pokrzyżowało plany wielu władców pragnących zdobyć Wyspy Sowie, gdyż każda ich próba ataku zostawała udaremniana zanim w ogóle podjęto jakieś konkretne działania. Dawni grabieżcy byli przerażeni, nikt z nich nie chciałby się obudzić, ze sztyletem skrytobójcy pod gardłem. Dla Wysp Swoich nastał czas rozkwitu. Za sprawą dużego napływu pieniędzy po sprzedaży diamentu i braku wojen, królestwo króla Alrada stało się krainą miodem i mlekiem płynącą. W tych złotych czasach Halt zakończył swoje szkolenie i został pełnoprawnym skrytobójcą. Otrzymał ciemnozielony płaszcz z kapturem, długi łuk, kołczan oraz noże skrytobójcy. W dniu ukończenia szkolenia przypomniał sobie czasy kiedy ćwiczył pod bystrym okiem mistrza Raptusa, jak przez długie 16 lat trenował strzelanie z łuku oraz rzucanie nożami, jak próbował zaimponować swojemu mistrzowi. Sztukę ukrywania się posiadł prawie do perfekcji. Halt nie znał swojej rodziny. Zabrano go w wieku 2 lat do tajnej siedziby gildii, aby tam rozpoczął szkolenie. Niewiele osób był przyjmowanych.
Kilka dni po złożeniu przysięgi, dostał swoje pierwsze zadanie. Halt był uważany za jednego z najlepszych, więc powierzono mu zadanie zgodne z jego rangą. Krążyły pogłoski, że Burgia, Skandia, oraz Królestwo Trzech Króli, połączyły swoje siły za sprawą tajemniczego władcy z północy. Podobno zjednoczyły się, aby zaatakować Wyspy Sowie. Halt miał za zadanie odszukać tajemniczego władcę z północy i zabić go. W ten sposób po raz ostatni zobaczył swojego menora i własną ojczyznę, wyruszył na wyprawę, która zajęła mu prawie 8 lat. W tym czasie, w Królestwie Sowim, miała miejsce mała sprzeczka, która później przerodziła się w wielką kłótnię. Sędziwy król był u kresu swego życia, a wielu fałszywych ludzi chciało przejąć władze nad bogatym królestwem. Gdyby nie działania Corlweya, najwyższego z rady 10 gildii, całe państwo ogarnęły by zamieszki. Wkrótce cała gildia musiała pilnować porządku nad państwem. I stało się, ktoś ich zdradził, ktoś odważył się złamać kodeks skrytobójcy. Jeden z zabójców, zwany Percivalusem, członek rady 10 i jedne z najwybitniejszych z całej gildii pozabijał swoich kamratów. Zostało ich tylko 14, w tym Corwley i Raptus. W państwie zapanował chaos, nastąpił atak trzech królestw z trzech stron, po 2 dniach grabieżcy objęli znaczną część przemysłową, po 5 dniach dotarli do stolicy, która broniła się dzielnie przez 2 tygodnie na czele ze skrytobójcami.
Tymczasem gdy zadowolony Halt wracał właśnie do ojczyzny po udanej misji, nie wiedział nic o sytuacji w kraju. Był zadowolony, bo udało mu się pokonać tajemniczego władcy z północy, który okazał się potężnym nekromantą. Nie było łatwo go wytropić, zajęło mu to ponad 8 lat. Wyobrażał sobie wtedy zadowolenie na twarzy Raptusa, którego oblicze było zawsze skryte pod kapturem i pochwały ze stron innych zwiadowców, toteż nie mógł do wierzyć oczom, gdy zobaczył jak jego ojczyzna płonie. Gdy dotarł na ląd od razu pobiegł do kryjówki skrytobójców. Na posadzce leżało wiele ciał, a pośrodku nich było to czego pragnąłby nigdy nie zobaczyć. Były to zwłoki jego mentora, Raptusa. Halt wpadł w szał. Czy prędzej pobiegł do stolicy, która wciąż się jeszcze broniła. Widok był straszny. To był już 14 dzień walk, pod murami leżały ciała zmarłych, wszędzie biegały płaczące kobiety i dzieci, szpitale klasztorne były przepełnione, nie miano gdzie opatrywać rannych-stolica i cało królestwo padało.Gdy wszedł do sali tronowej były tam dwie postacie. Nie byli to król i królowa, lecz dwie inne osoby w ciemnych płaszczach. Tak teraz dostrzegał już wyraźniej zarys postaci. Na posadzce leżał Corlwey, a nad nim klęczał Percivalus. Mistrz gildii w porę zdążył go ostrzec gdyż Halt nie spodziewał się ataku, ze strony kamrata. Percivalus rzucił się na Halt z saksą i krótkim nożem, lecz zdecydowanie przegrywał walkę. Po krótkiej potyczce, wymianie błyskawicznych uderzeń agresor zaczął uciekać. Co prawda Halt posłał jeszcze w jego kierunku 3 strzały, lecz Percivalus był także dobrze szkolony i zręczny, wiedział co zrobić, wykonał szybki unik i zaczął biec w stronę wielkiego witrażu przedstawiającego scenę walki z trollem. W tym czasie Halt wystrzelił jeszcze jedna strzałę, która trafiła w cel. Niestety nie w serce lecz w ramię przeciwnika. Percivalus rozbił witraż i uciekł ze zranionym ramieniem. Halt podbiegł do mistrza który powiedział Gildia skrytobójców musi przetrwać, obiecaj, że doprowadzisz do jej odrodzenia, wieżę w ciebie Halcie, w końcu jesteś wybrańcem, to jest twoje przeznaczenie, musisz odrodzić gildię i zdobyć Reversum Ast...... - przerwał w pół słowa Corlwey i umarł. Wtedy Halt nie wiedział co oznaczają te słowa, lecz poprzysiągł swojemu mistrzowi odrodzenie gildii oraz zdobycie Reversum, Raptusowi natomiast przysięgną zemstę na Percivalusie. Wtem do sali weszli rycerze agresorów-stolica padła.Wyspy Sowie, niegdyś najwspanialsze królestwo upadło. Halt musiał ratować się ucieczką.
Halt musiał uciekać z Wysp Sowich, i tak po wielu dniach żeglugi dotarł tutaj do krainy Ermodgalu, Podróżował przez pustynię, gdzie musiał sprzedać swój ekwipunek za wodę, oraz przez góry gdzie zaprzyjaźnił się z Drago. Halt i Drago mieli poniekąd podobne historię, więc od razu się zaprzyjaźnili. To on mu pomógł odzyskać płaszcz skrytobójcy i dotrzeć do Ulw, gdzie obecnie przebywa. Halta i Drago połączyły wspólne walki, z wilkami oraz podróże.
Teraz Halt zamierza odrodzić gildię skrytobójców i przywrócić jej dawny honor i chwałę.
Opis postaci : -
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
|